czerwca 27, 2016

czerwca 27, 2016

Prawo pierwszych połączeń



Lato. Słońce, plaża, a do tego wolne od szkoły. Nareszcie czas, by odpocząć od codzienności i zająć się tym, co lubimy najbardziej. Ale co wtedy, gdy rodzice uważają cię za nudziarza, samotnika i ze wszystkich sił próbują "wypchnąć" cię do ludzi? Nie działają na nich żadne argumenty, a co najlepsze - wykupują ci uczestnictwo w obozie językowym na Korsyce. W takiej właśnie sytuacji znalazł się Jonasz Polak - główny bohater powieści Agnieszki Tomczyszyn Prawo pierwszych połączeń. 
Wielu młodych ludzi przypadkowo spotyka się na wyjeździe na Korsyce. Jedni są wysłani na siłę przez rodzinę, dla drugich rozpoczyna się wyjazd marzeń. Co łączy ich wszystkich? Na pewno indywidualność. Dzięki swojej różnorodności, bohaterowie poznają smak wolności i bezcenną wartość przyjaźni. Dla nich wszystkich nie ma rzeczy niemożliwych, nie chcą przestawać marzyć i próbować realizować swoich celów. Mają w sobie ogromne wsparcie i zaczyna ich łączyć przywiązanie. Ale... czy to wystarczy, by przeżyć kolejne dni pozytywnie i czuć się dobrze? Czy naprawdę razem są w stanie pokonać przeciwności losu i skupić się na tym, co stało się dla nich ważne?
Książkę czyta się bardzo przyjemnie. Jest napisana lekkim językiem, który nie męczy czytelnika, a co więcej - wciąga. Niekiedy fabuła potrafi zaskoczyć, a koniec niesamowicie mnie zdziwił. Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż na początku można było się spodziewać. I w sumie dobrze... bo bałam się, że trafiłam na coś przewidywalnego i nie będę miała ochoty dobrnąć do ostatniej strony. 
Jeśli chodzi o bohaterów, Jonasz wzbudził moją sympatię już od samego początku - chłopak został niesamowicie wychowany przez rodziców, miał poukładane w głowie i wykazał się wspaniałą empatią. Natomiast Laura była egoistką, która tylko mnie denerwowała. Co prawda, dziewczynę można usprawiedliwiać tym, że sporo przeszła w życiu i mogła się przez to pogubić, ale nie dajmy się zwariować. Grała na uczuciach innych i często skupiała się tylko na sobie.
Podobał mi się sam pomysł obozu językowego. Wybrałam tę książkę jako świetny start wakacji, bo pasowała idealnie pod względem tematycznym. Cieszę się, że się nie zawiodłam i poczułam się naprawdę beztrosko. 
Podsumowując, pozycję polecam tym, którzy mają ochotę na lekką lekturę, która pozwoli pomarzyć i wyciągnąć umoralniające wnioski. Idealna na wolne dni i pobyt na ciepłym słońcu.

4 komentarze:

  1. Lubię czasami sięgnąć po lekką i odprężającą lekturę, więc będę miała ten tytuł na uwadze. :)

    P.S. Zapraszam do mnie na najnowszą recenzję Awarii małżeńskiej (mam problemy z aktualizacją postów, które nie pokazują najnowszych recenzji, więc informuję, że jednak coś się pojawiło ;-)).

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że mogłabym przeczytać tę książkę, nie jest zła, chyba xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie też się podobała :) Mądra i zabawna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie też się podobała :) Mądra i zabawna :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger