września 24, 2017

września 24, 2017

Tajemnica dziesiątej wsi




Lato okazało się dla mnie pełne ciekawych tytułów. I chociaż niektóre zostały dawno przeczytane, tak dopiero teraz doczekały się opinii. O ile z czytaniem w ostatnich miesiącach nie miałam problemu, przestojów i tym podobnych, tak z pisaniem już było gorzej. Wynikiem czego, chciałam Wam kochani zaprezentować książkę przeczytaną jeszcze w czerwcu.
Tajemnica dziesiątej wsi bardzo mnie zaciekawiła, czy całość spełniła moje oczekiwania i będę chciała polecić ją Wam?

 
 
Zefiryn jest dzieckiem, mieszka wraz z wujem, któremu się nie przelewa. Pewnego dnia, za namową opiekuna, chłopiec zostaje na noc w kościele, by wykraść cudowny obraz. Noc, która odmieni życie nie tylko Zefiryna, ale wielu ludzi.

I mimo upływu wielu lat, w pamięci pozostaną obrazy ze zdarzenia, którego się dopuścili. W prawdzie nikt ich nie nakrył, sprawa nie ujrzała światła dziennego, to karę i tak otrzymali. Chyba gorszą od tej, którego obawiali się przez całe swoje życie.

Minęły lata, Zefiryn zmarł. Oprócz pamięci o nim. Niestety nie takiej, o której większość ludzi marzy. We wspomnieniach mieszkańców On, jak i jego posiadłość jawiła się złem i czymś, co wzbudzało strach i przerażenie. Co takiego kryły ściany domu? Dlaczego nikt nie mógł przekroczyć progu sieni?

Wiele lat później, wnuk złego i przez niektórych nazwanych przeklętego, przybywa do wioski. Nie kieruje nim chęć poznania korzeni. Trafia w to miejsce karę. Skąd każdy uciekał. On musi zostać i zmierzyć ze sobą, własnym życiem i w dodatku tajemnicą dziadka, a odkrycie jej wzbudzi w młodym przerażenie...

 
 
 
Nie wiem, jak to się stało, ale przygodę z Dziesiątą wsią, zaczęłam od końca. Ja, która zawsze pilnuje, by nie zaczynać serii od końca, czy środka, no cóż. Jakoś tak wyszło. Niemniej jednak, zanim dowiedziałam się, że mam drugą część, ta była przeczytana.

I jestem zadowolona, że zaczęłam nie w tej kolejności. Z przeczytanych opinii, wynika, że poprzednia była słaba. I gdybym wcześniej o tym wiedziała, z pewnością nie sięgnęłabym po Tajemnicę dziesiątej wsi, co byłoby błędem, ponieważ opowiedziana historia, wciągnęła mnie tak bardzo, że nie potrafiłam się oderwać od stron.

Pani Agnieszka Olszanowska pisze bardzo ciekawie, stopniując napięcie. Byłam pod ogromnym wrażeniem, jak można jeszcze pisać tak, by zdaniem po zdaniu, wzbudzić aż takie emocje. Dodatkowo klimat tajemniczości i tego zewsząd otaczającego zła, był niemalże namacalny. Dom Zefiryna wzbudzał niepokój i ten można było poczuć, czytając. Za co ogromne brawo.

Postacie wyraziste, nie płaskie, aby po prostu były. Nawet duchy przeszłości "przemawiały" i wzbudzały odpowiednie emocje. Tutaj do niczego nie mogę się przyczepić. Chociaż aż tak kolorowo nie jest.

Autorka wzbudziła aż tak ogromną ciekawość, której zaspokojenie oczekiwałam przy zakończeniu, przekonana, że wprawi mnie w osłupienie. No i niestety się przeliczyłam. Sam koniec po prostu się stał. I nie bardzo wiedziałam, czy taki był zamiar, czy nagle Pani Olszanowskiej urwała się koncepcja, tak świetnie zbudowanej fabuły. Szkoda ogromna.

Co nie oznacza, że książka nie jest godna uwagi, wręcz przeciwnie. Mnie pochłonęła, nawet gdy musiałam odłożyć, zastanawiałam się nad tajemnicą Zefiryna. A chyba nie ma lepszej rekomendacji, niż taka, że zostaje w pamięci na dłużej. Polecam.
Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu DużeKa.

4 komentarze:

  1. Brzmi niezwykle ciekawie i oryginalnie :D
    Szkoda, że ciut nie wyszło... ale może przymknę na to oko ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli znajdę czas to na pewno zacznę od początku całą serię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Idę dzisiaj do biblioteki, to rozejrzę się za tym tytułem - i za poprzednimi też :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To fakt,że jeśli zamykając książkę nadal jesteśmy w jej świecie, to dowód, że książka jest dobra! Ale ja jednak zaczęłabym od tomu pierwszego...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger